Rozmowa kwalifikacyjna

Tak, aplikowałam, przeszłam weryfikację wstępną, test wiedzy, a teraz idę na rozmowę kwalifikacyjną. Ciekawe, czy konkurs jest uczciwy? Ciekawe, czy się spodobam, czy się dobrze zaprezentuję? Troszeczkę zdenerwowanam… Póki co, kawa, która obiecuje wiele… Popatrzcie sami…

  

J: Hej, To jest numer mojego telefonu. 

O: Hej. Fajnie, ze sie odzywasz:-) jestem za mocno zajety na jakies eskapady (musze do soboty obrobic 1600 zdjec) ale zawsze mozesz wpasc do mnie:-) adres ten sam:-)

J: A nie, to raczej nie będę zawracać Ci głowy. Obowiązek jest obowiązek. 

O: Skoro tak uwazasz…

J: Przecież jak do Ciebie przyjadę, nie będziesz siedział przy zdjęciach. Czyż nie? 🙂 

O: No ale maly brejk dobrze mi zrobi:-) bo juz tylko monety z epoki Wazow mi przed oczami tancza.

J: Aha 🙂  

J: 

O: Czyli o ktorej sie spodziewasz byc u mnie? 🙂

J: Sie nie spodziewam 🙂 

O: Chyba, ze tak. To milego wieczoru zycze:-)

J: Nudno bedzie 😦 a Ty nie zmienisz zdania? Przypadkiem?  🙂 Zmień, proszę 🙂 

———————————————————————–

J: Bozeeeeee, ale mam współlokatorkę!!!!!!!!!! Chodzi po pokoju i patrzy, co jest. Załamka. Umieram. Jakaś taka harcerka z kaowcem skrzyżowana. Z O. 

O: Wspolczuje. Ja cos pozarlem i mala drzemka w perspektywie.

J: Cos mało współczucia w Tobie. Potworze! 

J: A pani jedzie dalej po budowniczych budynku i zarządcach hotelu. Wyobraź sobie, półki nie ma pod prysznicem. 

O: Musze wszak zasluzyc na tak piekny epitet:-) to sie staram.

————————————————————————– J:  J:  Jutro sie widzimy! 

J: To. Postanowione.

————————————————————————–

J: Ekchem… Ten tego ten… Co to ja chciałam?  Cześć 🙂 

O: Czesc:-) jak tam szkolenia? Czy co tam robicie…

 J: Zajmujemy sie szkolnictwem zawodowym 🙂 
Cokolwiek robię, robię to dzis najdalej do 15.30. Potem jestem wolna. 

O: I tak na kolanie zdjecia robic? 😀 a ja pracuje do ok. 16.30 a potem do R. Czekam wyplaty jak zamilowania:-) ergo niemobilny jestem:-) stan posiadania 9 groszy i debet na 500, ze o innych dlugach nie wspomne:-/ taki lajf czasem bywa:-)

J: Zapraszam na obiad. Poważnie. 

J: Dobremu obserwatorowi warto postawić obiad przed wypłatą 😉 

O: Dziekuje slicznie, ale jeszcze jakies frytki mam w domku do na obiad:-) a obserwator czasem dobry, czasem krecik;-)

J: Ej, no, naprawdę sie nie zobaczymy? 

N A P R A W D Ę? 

No, proszę Cię. 

O: No przeciez znasz moj adres:-) na kaffe lub herbe zawsze mozesz wpasc:-) zapraszam serdecznie:-)

J: Jak dojadę? 

O: skm.pkp.pl – podsylam ekran:-)

J: Czyli, o której bedzie najlepiej? O której najbaaaaardziej zapraszasz? 

J: No i ile to bedzie kosztowało? 

J: Rozumiem, ze bilet kupię w jakimś automacie. Muszę go potem skasować? 

J: Znaczy, bilet skasować? 

J: Wiem, ze Ci przeszkadzam w pracy, ale… Trudno. Przepraszam 🙂 

O: Jesli w automatacie kupiony to nie kasujesz tylko takie gdzie nie masz trasy a sam nominal – taki w kasie kupiony – ten kasujesz. 8.10 w jedna strone. Herbe mam. Cukier trzcinowy tez. Moze znajde kawe:-) najbardziej zapraszam tak jak Ci pasuje:-) i tak nie zdaze burdelu sprzatnac nalezycie wiec sie bede troche wstydzil:$

O: Ja bede w domu ok. 17-tej. Z Gdanska jedziesz do R.  53 minuty.

J: Czyli gdybym chciała, abyś sie wstydził baaaaardzo, to powinnam wsiąść w pociąg o 16? Tak? 😀

O: Tak wlasnie:-D i jak Ci znam, to bedziesz przed 17. 🙂 hihi

J: Hehehehe ;). To zarzut? Nie. Bedzie tak, jak chcesz 🙂 

O: Zaden zarzut. No to moze jakos circa 18?

J: Ok. Zróbmy tak, jak będę w pociągu, dam znać. Jak nie będę, nie dam. Chętnie cos do kawy…

J: Cdn. 

J: … Kawy przywiozę, tylko nie wiem, co? Możliwości jest wiele…

Ciastko

Czekolada

Karkówka z rusztu

Wino

Mleko kokosowe

J: No, nie wiem. Nie znam Cie tak dobrze, jak wydaje sie Tobie, ze mnie znasz 🙂 

J: Aaaaaaaa, ogórki małosolne! O małosolnych zapomniałam. O, gupia ja! 

O: Ja tylko sobie tak powiedzialem, ze Cie znam:-) do kawy to ja oprocz cukru moge zaproponowac siebie:-) co do reszty zdaje sie na Ciebie 🙂 rzeklem

J: Eeeeeeeeeeeee, tam 🙂 

O: Wiem. Nawet malosolne mnie biją na glowe. Co dopiero miesko czy czekolada. Ze o winie nie wspomne.

J: Samokrytyka pięknie złożona zawsze przyjętą zostanie 🙂 

J: No to tylko określ kolor wina. Absolutnie nie odpuszczę. 

O: Czerwone. Rubinowe. Xeres. Porto lub inne jesli nie lubisz win ciezkich:-) wszak to Tys sponsorka, o Pani:-D

J: Ja sie w ogóle nie znam. Wiec, jesli cos lubisz, to mi to powiedz, bo ja, jesli muszę, to wybieram różowe Carlo Rosi. Wiem, wstyd sie przyznać. Ale co tam. Mam wysoka samoocenę. 🙂 

O: Moze byc i rozowe. Osobiscie wole czerwone ale nie ma sprawy. Carlo moze byc:-)

————————————————————————–

J: Jadę. O 17.30. Pytanie, co bedzie przed R.? 

J: Nie znam adresu. Nie pamietam. Coś tak mgliście. 

O: Przed R. bedzie RJ. Moj budynek jest po przeciwnej stronie torow niz dworzec. Taki brzydki zooltowaty. Ul. Xxxx. Jest nazwisko na domofonu.

————————————————————————–

J: Hej, to jeszcze raz ja… Powiem Ci, że, kurza twarz, z nikim tak dobrze mi sie nie rozmawia, jak z Tobą. Z nikim. Niedobrze. 

O: Zawsze cos nie tak ze mna:-) a to nie chce Cie wykorzystac, a to za dobrze sie ze mna gada… Musze sie poprawic? 

J: A to za dobra masz pamięć… 😛

J: A nawet nie powiedziałeś, ze ładnie wyglądam. Nie powiedziałeś. 😉

O: Nie powiedzialem. Przepraszam. Bo ja tylko facet jestem. Niezrecznie mi chyba o czyjejs zonie mowic, ze ladnie wyglada. Jeszcze raz przepraszam. Ech. A pamiec sobie zawsze bedzie:-)

J: Ale zeby nie było, ze jestem pełna pretensji, to chce Ci powiedzieć, z angielskiego kalkując, że miałam dobry czas u Ciebie i że dzięki, że pytałeś, bo z nikim o tym nie rozmawiam. Nikt o tym nie wie. 

J: A tam, żona-nieżona, kobietą jestem. Pustą. Bardzo. 

J: Dobra, nie przeszkadzam. Składaj sobie, to co masz do złożenia 🙂

O: Od razu chcialem ze zgrabnoscia slonia dotrzec do Twojej glebi ale moze za jasno bylo? Dobrze, ze choc na koniec troszke sedna dotknelismy.

J: 🙂 

O: Daj prosze znac kiedy juz dojedziesz calo i zdrowo:-) pusta?! WTF? Kobieto:-)

J: Mam nadzieje, ze odbierasz mms-y Jestem juz w hotelu. Cała i zdrowa. 

O: Odbieram 🙂 to dzielna dziewczynka jestes!:-) a serio to dobrze, ze cala i zdrowa. Spokojnej nocy dla Ciebie:-)

J: I wice wersal 🙂 

J: No, muszę…. No, ale w zasadzie, to jak wyglądałam? 

O: Ojc. Wkraczam na grzaski teren. Dobrze wygladasz. Masz swoj styl i na moj look, dobrze Ci w nim. Tamtą Moniką dlugowlosą juz nie bedziesz jako i ja adonisem tez nie:-) kurcze nie umiem prawic komplementow:-(

J: No i dzięki Bogu, że nie będę. I proszę Boga, abym nie była. 🙂 

J: No, nie umiesz. 

O: Moze mi wybaczysz kiedys wrodzona delikatnosc mastodonta. Tak czy owak – Dobrej! Nocy:-) 

J: Mastodont-nie znałam. Dobre. Sie rozwijam 🙂 Dobranoc. 

Zdrowe, (bo) i polskie

Znalazlam artykuł o tym, czym zastąpić zdrowe, ale rownież modne, a co za tym idzie drogie produkty. 

W wielkim skrócie wyglada to tak:

Jagody goi-żurawina

Nasiona chia-siemię lniane

Spirulina-szpinak, natka pietruszki, brokuły

Jarmuż-seler naciowy, czerwona kapusta

Aloes-pokrzywa, rumianek, szałwia

Orzechy pekan i makadamia-orzechy włoskie i laskowe

Amla (agrest indyjski)-aronia

Miód manuka-miód polski 🙂 

A co zdrowego jest w tych egzotycznych darach Natury i czy to samo znajduje się w odpowiednikach polskiej Natury mozna poczytać w artykule

Kompot z rabarbaru

Pogoda nas nie rozpieszcza, więc trzeba to sobie jakoś zrekompensować. Dzis kompot z rabarbaru. Pierwszy raz wyszedł mi czerwony, ponieważ pierwszy raz nie obdarłam rabarbaru z pierwszej warstwy. Taka jestem  rewolucjonistka! Ponadto, pierwszy raz wywaliłam rozgotowaną papkę rabarbarową. I to jest mój najlepszy i najpiękniejszy  kompocik. A do tego dość zdrowy, bo słodzon miodem.   

   

Polska w szkoleniu

Mąż się szkoli. Kolejny etap szkolenia z czegoś, co nie jest potrzebne w robocie, którą się zajmuje. Szkolenie drogie. Ze śniadaniem i obiadem, czy lepiej, z brunchem i lunchem 🙂 Takie korpodoszkalanie. Jest system, jest firma szkoląca i jest jakiś ekspert. To po jednej stronie. A po drugiej? Jest firma, w niej kasa na szkolenia. Jest podaż, jest popyt. Jakoś się to kręci. Nikt niczego nie produkuje, a kasa się obraca. Ja nie pracuję w korpo. Jestem znienawidzonym przez społeczeństwo urzędnikiem. Ale i ja podlegam machinie szkoleń. W budżecie naszego urzędu zapisane są pieniądze na szkolenie. No to moze o etyce urzędnika? Ok. Fajny temat. Zamowienie publiczne,  firma, mniej lub bardziej znana (komisji konkursowej) wygrywa przetarg i cały nasz urząd, każdy urzędnik od referendarza do głównego specjalisty musi się przeszkolić. Prowadząca czyta ustawę o służbie cywilnej, czasem czyta rozporządzenie o etyce w owej służbie. Urzędnik musi podpisać sie na liście obecności. Nie siedzi przy biurku. Kawę mu podadzą. Poczyta książkę. Bo przecież ustawę o służbie cywilnej to ten urzędnik zna. No i pięknie. Tylko ze nic z tego nie wynika,piza tym ze kasa sie przewaliła. Inna grupą notorycznie szkolącą się są nauczyciele. No tyle, co kształcą się i doskonalą nauczyciele, to chyba nikt. Niewiele z tego wynika poza zgodnością z przepisami. I tak pani kończy studia magisterskie z wychowania przedszkolnego. Zgodnie z prawem moze rozpocząć studia podyplomowe, dajmy na to z matematyki. W zależności od uczciwości Senatów uczelni wyższych chodzi, często jeździ, w wybrane soboty i niedziele na zajęcia przez rok do dwoch lat i voilà, moze uczyć matematykiem na każdym poziomie kształcenia opisanego w ustawie o systemie Oswiaty. Tymczasem pani kończąca licencjackie studia z matematyki moze uczyć tylko w podstawówce, gimnazjum lub zasadniczej szkole zawodowej. Znaczy jak dotad, bo i to ma sie zmienić i licencjat wystarczy tylko do podstawówki. Ech. 

Po co mi to wszystko? 

Ktoś spyta, skoro nikt nie czyta, to po co piszesz? A ja odpowiem, jak to, nikt? Ja czytam. Właśnie, nie mam ambicji być blogerką, celebrytką, trendseterką. Piszę tu, nie na kartkach, bo juz dawno nie pisuję „odręcznie”, bo taki jest znak czasów, bo do wirtualnych  zapisków mam dostęp zawsze i wszędzie (o ile jest wifi 🙂 ). Piszę, bo lubię. Zostawiam rzeczy, które w natłoku informacji, zdjeć, wpisów etc., etc. normalnie gdzieś umykają… I dlatego dziś jaglanka 🙂  

 

Infekcja wirusowa

 
Od poniedziałku dostałam się pod władanie wirusa i wyglądam mniej wiecej tak, jak na obrazku powyżej. Siedzę w domu, coś łykam, coś piję i wstrzykuję sobie cis do nosa, a mimo to nie mam sie nawet ociupinkę lepiej. Jedyne, co mi sie zmieniło, to ból gardła. Nie ma go. Inne objawy działania wirusa są nadal. Nie wiem, jak radzą dobie beze mnie w robocie, ale jak do jutra mój stan nie poprawi się, nie wyobrażam sobie powrotu za biurko na 8 godzin. No way!  

  Zdjęcie stąd.   

Na życzenie, raz można…

Tak mawiał Leszek z „Daleko od szosy”, kiedy czymś tam częstował Anię. No i właśnie ja dziś mam taką akcję, że zdrowa żywność, zdrową żywnością, ale czasem jak człowieka najdzie, że musi, bo inaczej się udusi… Więc mała czarna i limitowany Mars (tylko karmel i czekolada). Dzięki Bogu za słabości 😉